Złote czasy kina
Dwudziestolecie Międzywojenne w II Rzeczpospolitej to wspaniały czas wolności i optymizmu, widoczny szczególnie w kulturze i sztuce tamtej epoki. Teatr, rewie i kabarety podbijają sceny, kobiety i mężczyźni bawią się modą, intensywnie rozwija się rodzima literatura (Żeromski, Reymont Nałkowska), poezja (Tuwim, Iwaszkiewicz, Słonimski) i kinematografia. Film cieszy się ogromnym zainteresowaniem, kina powstają jak grzyby po deszczu, a sale wypełniają się do ostatnich miejsc.
Z pojawieniem się technologii udźwiękawiania w latach 30. publiczność przyzwyczajona dotąd do filmów niemych ma w końcu okazję nie tylko zobaczyć ulubionych artystów na srebrnym ekranie, ale też ich usłyszeć. To właśnie wtedy nastaje era filmów komediowych w wykonaniu największych postaci tamtych czasów: Hanki Ordonówny, Jadwigi Smosarskiej, Mieczysławy Ćwiklińskiej, Zuli Pogorzelskiej, Aleksandra Żabczyńskiego, Adolfa Dymszy czy Eugeniusza Bodo, a każde dzieło okraszane jest dodatkowo piosenkami w ich wykonaniu (autorstwa Henryka Warsa), które doskonale znamy po dziś dzień.
Publiczność kochała filmy, jak i samych artystów. Filmowi amanci skradali serca kobiet, a piękne aktorki wywoływały wśród mężczyzn niekończące się fale zachwytu. Życie uczuciowe ówczesnych „celebrytów” nie było pozbawione zawirowań czy skandali i mimo że w tamtych czasach nie było mediów plotkarskich, które przyczyniałyby się do rozpowszechniania pogłosek o gwiazdach ekranu – szeptano wszędzie i nieustannie. Choć do dziś nie zachowało się wiele z tych wspomnień, niektóre udało się uchwycić kartkach książek biograficznych, a my czytamy je z niegasnącym zaciekawieniem i wypiekami na twarzach.
Eugeniusz Bodo z psem Sambo. Fot. Benedykt Jerzy Dorys.
Już taki z niego zimny drań…
Licznym gronem wielbicielek mógł pochwalić się Eugeniusz Bodo. Obdarzony ujmującym uśmiechem, znany z nienagannej elegancji i zamiłowania do tweedowych marynarek, ikona mody. Utalentowany tanecznie i muzycznie aktor, a później scenarzysta i reżyser, lata dziecięce i młodość spędził w Łodzi, gdzie występował na scenie kina Urania założonego przez swojego ojca Teodora. Popularność zyskał w 1921 roku w sławnym warszawskim teatrze Qui Pro Quo, następnie grając w filmach muzycznych, które już wówczas były kultowe. Po rolach w takich produkcjach, jak „Piętro wyżej” (1937) czy „Paweł i Gaweł” (1938) szybko stał się bożyszczem kobiet w każdym wieku, bo któraż mogła oprzeć się jego urokowi, gdy śpiewał „Tylko z tobą i dla ciebie”, „Najcudowniejsze nóżki” czy przekorne „Już taki jestem zimny drań”.
Ogromne powodzenie u kobiet przekładało się na liczne romanse aktora, a te z kolei nie schodziły z ust warszawiaków. Jak na dżentelmena przystało, gwiazdor potrafił zachować dyskrecję i starał się nie opowiadać o swoim życiu miłosnym, przez co mimo szalonego zainteresowania prasy jego osobą nie znajdziemy dziś zbyt wielu pikantnych szczegółów z życia prywatnego. Choć z drugiej strony doskonale umiał podsycić atmosferę wypowiadając w jednym z wywiadów przewrotne słowa: „Nie w miłości, lecz miłości jestem wierny”, które do dzisiaj rodzą wiele pytań.
Kadr z filmu Czarna Perła (reż. M. Waszyński). Fot. Wikipedia.org.
„Czarna Perła” – miłość ponad wszystko
Związki Bodo zawsze wzbudzały sensację. Najgłośniej mówiło się o jego relacji z pochodzącą z Tahiti piękną, młodą i utalentowaną aktorką Reri. Bezgranicznie zakochany w kobiecie Eugeniusz postanowił zrealizować film „Czarna Perła” (1934), którego scenariusza był współautorem, i obsadzić w głównych rolach siebie i wybrankę.
Film opowiada historię uczucia polskiego marynarza Stefana i młodej Tahitanki Moany, którzy poznają się na egzotycznej wyspie i bezgranicznie w sobie zakochują. Jednak seria złych decyzji determinuje ich skomplikowane losy po przybyciu do Polski. Innowacyjny, jak na tamte czasy i nagrany z prawdziwym rozmachem film bawi, wzrusza, zachwyca i uświadamia, co tak naprawdę liczy się w życiu. Bogata scenografia, międzynarodowa obsada i ogromne poświęcenie ekipy filmowej zostały docenione przez krytyków i widzów, produkcja odniosła także sukces poza polskimi granicami. Dzieło było pierwszym i ostatnim, w którym Bodo i Reri wystąpili w duecie. Wkrótce potem rozstali się, a plotki głosiły, że powodem było nadużywanie alkoholu przez aktorkę.
Zula Pogorzelska, Janina Sokołowska, Władysław Walter, Eugeniusz Bodo. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe.
Przyjaźń czy kochanie?
Uwagę stolicy przykuła znajomość Bodo z młodziutką Zulą Pogorzelską, seksbombą polskiej estrady, w której kochali się mężczyźni. Do dziś ich relacja budzi ogromne kontrowersje i biografowie sprzeczają się, czy aktorka była jedynie jego przyjaciółką, czy może kochanką. Bodo i Zula przez wiele lat byli partnerami na scenie, a pozasceniczny romans, na którym pozwalali się „przypadkowo” przyłapywać fotografom, to tylko zmyślna prowokacja odgrywana dla prasy, by podnieść temperaturę w mediach i podbić popularność wspólnych występów. I choć Bodo śpiewał hit „Chcę mieć dziecko z Pogorzelską”, ta kochała tylko jednego mężczyznę – przyjaciela Eugeniusza, reżysera, piosenkarza i wybitnego autora tekstów Konrada Toma, z którym w 1922 roku potajemnie wzięła ślub.
Zula Pogorzelska. Kadr z filmu Zabawka (reż. M. Waszyński). Fot. Wikipedia.org.
Najpiękniejsze nogi w Warszawie
Zula Pogorzelska, podobnie jak Bodo, również od najmłodszych lat związana była ze sceną. Zadebiutowała w teatrze Qui Pro Quo w skeczu "Pikuś w Zakopanem” reżyserowanym przez jej późniejszego męża. Utalentowana wokalnie śpiewała operetki, niestety wskutek nieudanej operacji gardła anielski głos przemienił się w ochrypły alt, przez co jej kariera stanęła pod znakiem zapytania. Czy Pogorzelska się załamała? Wręcz przeciwnie, przekuła to w swój największy atut i znak rozpoznawczy! Od tej pory uwodzicielska, wyzwolona i żywiołowa, obdarzona niebywałym sexapilem i nieziemskimi nogami aktorka podbijała sceny warszawskich rewii tańcząc charlestona i śpiewając takie przeboje, jak „Dymek z papierosa” czy „Ja się boję sama spać”. Po takich występach męska część publiczności całkowicie traciła dla niej głowę.
Zula Pogorzelska, Romeo i Julcia (reż. J. Nowina-Przybylski). Fot. Filmoteka Narodowa.
„Romeo i Julcia” – para idealna razem na ekranie
Małżeństwo Pogorzelskiej z Tomem było wprost idealne. Piękną parę okrzyknięto ikoną wyrafinowanego stylu. Mieli wszystko, czego zapragnęli, a przede wszystkim – siebie nawzajem. Razem pracowali i żyli, wokół nich nie było żadnych skandali, choć zdarzały się kryzysy, które na szczęście jednak przemijały.
Pogorzelska oprócz licznych rewii kabaretowych miała na swoim koncie także występy na srebrnym ekranie. W walentynkowy wieczór polecamy Wam film „Romeo i Julcia”, w którym zagrała główną kobiecą rolę obok Adolfa Dymszy i… swojego męża, Konrada Toma! Choć tytuł nawiązuje do angielskiego dramatu Szekspira, nie dajcie się zwieść, bowiem polska produkcja to zwariowana komedia pełna zabawnych zwrotów akcji. Widzowie poznają historię docenta Teofila Rączki (Dymsza) i profesora Mońka Platfusa (Tom), którzy zakładają biuro pośrednictwa małżeństw „Romeo i Julcia”. W swojej szerokiej ofercie mają także kursy salonowych manier. Pewnego razu zgłasza się do nich praczka Frania Krochmalska (Pogorzelska) i tak zaczyna się seria komicznych przygód trojga bohaterów. Zwróćcie szczególną uwagę na wykład Profesora – Konrad Tom udowodnił tym samym, że był prawdziwym mistrzem szmoncesu. Dobra zabawa w Walentynki gwarantowana!
Miłość do… modernizmu!
Kochamy polski modernizm i mamy sentyment do przedwojennego kina, dlatego tworząc nasze osiedle nie mogło zabraknąć nawiązań do kinematografii i sztuki. To nasz ukłon w stronę wybitnych twórców, których kunszt cenimy i kontunuowanie idei Łodzi artystycznej.
W ART MODERN łączymy funkcjonalność mieszkań zgodnie z założeniami szkoły Bauhausu, a fasady ubieramy w barwy Pieta Mondriana. Każdemu budynkowi inwestycji patronują też wyjątkowe postaci ze świata filmu i literatury. Nasi dzisiejsi bohaterowie, Zula Pogorzelska i Eugeniusz Bodo, będą duchowymi opiekunami budynku H – III etapu realizacji. Jesteśmy pewni, że murale z ich podobiznami wniosą do dnia codziennego lokatorów wiele uśmiechu i koloru.